Strony

środa, 6 kwietnia 2016

Rola taty w opiece nad dzieckiem


„On Ci nie pomoże”, „Nie licz na niego w tych sprawach”, „Żaden facet tego nie zrobi” – mniej więcej z takimi opiniami spotykałam się będąc w ciąży odnośnie przyszłej pomocy P. przy dziecku. Co pozostaje mi powiedzieć? Wychodzi na to, że P. jest jednym z tych nielicznych wyjątkowych mężczyzn, którzy przy dziecku zrobią prawie wszystko, a pisząc „prawie” zostawiam sobie po prostu pewien margines błędu.

W ciąży śmiałam się, że zostawię Filipa z P. i będę mogła wyjść, gdzie tylko będę miała ochotę. Takie było moje marzenie, jednak znając charakter mojego Męża jakoś nie byłam o tym do końca przekonana. Spodziewałam się raczej oporów, tekstów w stylu „Nie wiem, jak się do tego zabrać”, „Nie umiem”, „Nie dam rady” i standardowych powiedzonek odnośnie instynktu macierzyńskiego (który według P. pozwolił mi na wybranie odpowiedniego dla Filipa wózka – przecież mężczyzna bez instynktu nie miałby pojęcia jaki będzie najlepszy).  Szok przeżyłam już przy wypisie ze szpitala.

Kiedy dostałam wymarzony wypis pakowałam w pośpiechu wszystkie nagromadzone przez tydzień rzeczy i starałam się uciekać zanim ktoś jednak powie, że powinnam zostać jeszcze chociażby jeden dzień. O ile przez tydzień radziłam sobie z przebieraniem i przewijaniem o tyle ubranie dziecka ważącego mniej niż 3kg w kombinezon i zapięcie go w foteliku najzwyczajniej mnie przerosło. Wpakowałam Filipa jakkolwiek w za dużą kurteczkę, zaniosłam P. mówiąc „Zapnij go w tym jakoś” i poszłam po resztę toreb. Jakimś cudem mój Mąż sobie poradził. Spodziewałam się błagalnego „Nie zostawiaj mnie z nim”. Nie doczekałam się. I fajnie.

Niejeden facet boi się wziąć malucha z dyndającą na wszystkie strony główką na ręce. Nie mój. Chociaż może i bał się, ale nie oporował. Pierwsze przewijania były oczywiście moje, ale głównie dlatego, że P. bardziej bał się śmierdzącej papkowatej zawartości pieluchy niż samej czynności. Do dziś stara się nie zmieniać pampersa jeśli wie, co jest w środku. Jeśli musi, to robi to na bezdechu, ale jednak robi.

Pamiętam, że już w szpitalu niektóre ubranka po prostu mnie przerosły. Wiadomo, jak kompletowałam wyprawkę, to kierowałam się zasadą „Ooo, jakie to ładne”. A potem przyszło mi zmierzyć się z wpakowaniem mojego chuderlaczka w body, pajace, kaftaniki. WHAT?! Jak takie małe rączki wpakować w rękawki i jednocześnie ich nie połamać??? Takich dylematów nie miał P. – trzeba ubrać? To ubieramy! Przyznam szczerze, że nawet teraz są ubranka, które stanowią dla mnie wyzwanie. Wołam wtedy mojego Męża i patrzę jak raz dwa Filip jest zapakowany w to, co dla niego przyszykowałam. Niejeden raz denerwowałam się, że nie dam rady czegoś założyć na małe ciałko. Jakże pokrzepiające jest w takich momentach usłyszeć  „Daj, ja to zrobię”. 

Pierwsza kąpiel była dla mnie traumą. Prawie płakałam wiedząc, co mnie czeka. Bo przecież dziecko się wierci, może mi się wyślizgnąć. Jak mam je trzymać? Drugie kąpanie należało do P. i tak właściwie zostało do dziś. Ja trzymam Małego przy kąpieli tylko wtedy, kiedy P. nie ma w domu.

Karmienie też nie stanowi dla mojego Męża problemu. Pewnie ułatwia mu to fakt, że Mały jest karmiony butelką :) Co prawda czasami serce mi zamiera, jak widzę w jakich pozycjach jest ułożony Filip w trakcie karmienia przez P., ale nie mam odwagi zwracać mu co chwilę uwagi, bo jeszcze się zniechęci. Nie jest najgorzej, skoro dziecku nadal nic się nie stało. Był moment, kiedy Filip zjadał więcej od P. niż ode mnie. O czymś to świadczy. Często nawet wolę, kiedy to on karmi, bo ja mam wtedy labę.

Tak więc podsumowując – mój Mąż karmi, odbija, podaje lekarstwa, przewija, posypuje pudrem, ubiera, zabiera na spacery, usypia, kładzie na brzuszek, masuje, bawi się. Robi wszystko to, czym ja się zajmuję. Nie mam źle, prawda? W sumie mogę wyjść, gdzie chcę i na ile chcę, a po powrocie zastanę dziecko w całkiem dobrym stanie. Przyznam się, że nawet kiedy nie wychodzę to zrzucam wiele obowiązków na P. „trochę” go wykorzystując.

Jak rozmawiam z koleżankami, to słyszę, że coraz więcej mężczyzn zajmuje się swoimi dziećmi w pełnym wymiarze. Nie wiem, czy jest to związane z innym podejściem do tematu niż kiedyś, bo z tego, co opowiada moja Mama, mój Tata przy naszej trójce też robił praktycznie wszystko. Może wychowanie? Też nie jestem przekonana, bo z opowieści P. wynika, że mój Teść niekoniecznie miał odwagę opiekować się nowowrodkiem i raczej trzymał się z boku podczas pielęgnacji dzieci. Więc może po prostu faceci nie są tacy straszni i wszystko zależy od charakteru i tego, na ile same im pozwalamy?


A jak było u Was? Jakie stanowisko w opiece nad dzieckiem zajmował Wasz partner? 

12 komentarzy:

  1. Myślę, że to po prostu miłość:) Wtedy wszystko robi się razem, pomaga drugiej osobie we wszystkim, nigdy nie zostawia samej, a najważniejsze jest to, że robi się to z czystej przyjemności.Nie zagubcie tej miłości pod nawałem obowiązków i życia. Warto się cieszyć każdą chwilą i doceniać co się ma <3

    OdpowiedzUsuń
  2. I prawidłowo, tak ma być! To powinno być (i na szczęście coraz częściej jest) zupełnie naturalne, że tatuś zajmuje się dzieckiem na równi z mamą, nie tylko na zasadzie pomocy raz na jakiś czas przy przewijaniu czy noszeniu ;) Przecież tata to rodzic w pełni praw, a nie jakiś tam znajomy ;) U nas tez nie ma z tym problemu! Szczęście ma Wasz synek że ma takich rodziców :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście coraz rzadziej spotykamy się z poglądem, że tylko kobieta jest odpowiedzialna za dziecko :) I fajnie! To świetnie, że u Was też nie ma obarczenia jednego rodzica wszystkimi obowiązkami :)

      Usuń
  3. Super i tak trzymać! To nie jest tak, że skoro kobieta rodzi dziecko to potem ma się sama nim zajmować i świetnie jeśli facet nie ma z tym problemu. Zobaczymy w przyszłości jak to będzie wyglądało u mnie, ale znając mojego męża też nie będzie miał problemu :)
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - skoro kobieta zajmuje się dzieckiem 9 miesięcy i do tego jeszcze dochodzą "uroki" porodu to właśnie mężczyzna powinien wziąć większość obowiązków pierwszych tygodni na siebie. Przecież my musimy dojść do siebie. Trzymam kciuki żeby Twój mąż był jak najbardziej zaangażowany ;)

      Usuń
  4. Wydaje mi się, że większości winne są same kobiety bo boją się dać dziecku ojcu, jakby był jakimś niedorozwojem :P (facet nie dziecko ;) ). Trzeba dać mężowi/partnerowi/chłopakowi szanse i oni świetnie sobie z tej szansy skorzystają. Ciesze się, że u Ciebie nie ma z tym problemu, tak powinno być i my same nie powinnyśmy robić z tego tematu tabu, że jak to facet pomaga? To było kiedyś, teraz są inne czasy. Ja nie miałam i nie mam z tym problemu, mój Synek ma kochającego tatę który zrobi przy nim wszystko i niektóre rzeczy lepiej niż ja ;). Pewnie, że są rzeczy które ja zrobię lepiej, ale po to się jest razem aby sobie pomagać :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pięknie - można się uzupełniać :) Też mi się wydaje, że w dużej mierze to kobiety boją się skorzystać z pomocy mężczyzn. A potem taki facet się przyzwyczaja i koniec :) Albo dochodzi do wniosku, że nie ma sensu się angażować, bo kobiecie i tak nie dogodzi.

      Usuń
  5. Zazdroszczę męża, mój narzeczony był na tyle 'odpowiedzialny' że zostawił nas samych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, zdarzają się lepsze i gorsze "przypadki". Ale wierzę, że dacie sobie radę - Wy razem, a nie Ty sama, bo już zawsze będziesz myślała w tych kategoriach :) Wiem, jak to brzmi, ale bądź silna - dla siebie i malucha. Przed Tobą okres ciąży, skup się na tym. Pozdrawiam i mocno trzymam kciuki.

      Usuń
  6. Bardzo fajnie, że Twój P. tyle robi przy dziecku, pochwała mu się należy! :)
    Osobiście jestem zdania, że - skoro tata uczestniczy w poczęciu dziecka (umie je "zrobić"), to powinien też umieć je wychowywać razem z mamą. Na kobiete i tak spada 9 miesięcy dbania i chuchania na siebie, żeby z dzieckiem było wszystko jak najlepiej, badania i wizyty u lekarzy, do tego dochodzi poród, i wracanie do sił po porodzie...
    Bardzo mnie cieszy, że w ostatnich czasach ojcowie coraz częściej biorą czynny udział w opiece nad dzieckiem. :) Mój ojciec nie pałał aż taką pomocą przy piątce szkrabów, większość spraw przy mnie i rodzeństwie ogarniała moja mama. Z tego też powodu wolałabym takiego pomocnego tatuśka zamiast kanapowego lenia. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo!